Jest to już drugi zegarek tej firmy z Androidem na pokładzie, diametralnie różny od pierwszego urządzenia tego typu. Przede wszystkim dlatego, że firma celuje z nim w półkę premium, podczas gdy oryginalny G Watch miał być po prostu możliwie tanim urządzeniem. Swego czasu był to też jeden z bardziej dostępnych w naszym kraju zegarków, a to dzięki dodaniu go do oferty jednego z operatorów (Play) oraz sklepu internetowego RTV Euro AGD.
W pudełku poza samym zegarkiem znajdziemy też podstawkę do ładowania (z magnesem zapewniającym stabilne połączenie z zegarkiem), dwuczęściową ładowarkę USB oraz papierki gwarancyjne i instrukcję szybkiego startu. Samo pudełko jest całe czarne. Jedynym wyróżniającym się elementem jest srebrne logo oraz nazwa zegarka.
G Watch R ma okrągły ekran (który jest w 100% wyświetlaczem, w przeciwieństwie do Moto 360) P-OLED o średnicy 1,3 cala, układ Snapdragon 400 o taktowaniu 1,2 GHz, 512 MB RAMu, 4 GB wbudowanej pamięci, baterię o pojemności 410 mAh oraz czujnik pozwalający mierzyć nasze tętno. Jest też oczywiście wsparcie dla Bluetooth 4.0 (nie tylko do łączności ze smartfonem, ale także, np. słuchawkami w celu słuchania muzyki). Do tego dochodzi certyfikat IP67, gwarantujący odporność na pył oraz zanurzenie w wodzie na głębokości jednego metra przez pół godziny.
Koperta zegarka oraz pierścień otaczający ekran są wykonane z metalu (jedynie spód jest plastikowy). Rozmiar G Watch R jest wyraźnie większy od klasycznych zegarków, ale jeśli macie zbyt chudego nadgarstka to nie powinno być problemu (mój ma nieco ponad 6 cm i zegarek nie rzucał się na nim specjalnie w oczy). Przyczepiłbym się jedynie do przycisku zasilania, ponieważ podczas opierania się o stół czy blat szafki prawie zawszy niechcący się go wciska (jeśli nosi się go na lewej ręce).
Dołączony przez LG pasek natomiast zrobiony został z prawdziwej skóry. Jest ona w miarę elastyczna, choć oczywiście po pewnym czasie będzie widać ślady zużycia. Jeśli pasek od producenta Wam nie odpowiada, nie ma najmniejszego problemu z jego wymianą - pasować powinien każdy o szerokości 22 mm.
Wszystko to działa pod kontrolą systemu Android Wear w najnowszej dostępnej wersji, czyli 5.1.1. Dodała ona między innymi wsparcie dla dodatkowych gestów nawigacji czy łączności Wi-Fi (ta niestety jeszcze nie jest dostępna na G Watch R mimo posiada odpowiedniego sprzętu). W tej edycji systemu Google po raz pierwszy zrealizowało pomysł, w ramach którego to Google Now jest centralnym elementem.
Główny "pulpit" to tarcza zegara oraz karty z Google Now wyświetlane na przemian z powiadomieniami poniżej, przy czym bez ograniczeń swoje karty dodawać tutaj mogą twórcy aplikacji (na smartfonach i tabletach jeszcze takiej dowolności nie ma). Możemy więc mieć tu ilość zrobionych kroków, prognozy pogody z kilku pogodynek, wiadomości z ulubionego czytnika, etc. Kolejnym ważnym ekranem jest lista kontaktów, z poziomu której można zainicjować połączenie na telefonie lub uruchomić proces dyktowania maila lub SMSa. Dalej mamy ekran nasłuchiwania komend głosowych (obsługiwane są również te w naszym rodzimym języku), z pomocą których można ustawić budzik, dodać przypomnienie, wysłać wiadomość czy zapytać się o coś. Jest też zwyczajna lista zainstalowanych aplikacji.
Na powiadomienia możemy oczywiście odpowiadać, jeśli tylko programista doda obsługę Android Wear. Wówczas możemy, np. dyktować odpowiedzi, wybierać je z listy czy też inicjować proste akcje (np. dodanie do ulubionych czy usunięcie wiadomości). Dyktowanie wiadomości (polski jest już obsługiwany) niestety działa średnio tam, gdzie najbardziej się przydaje, czyli w ruchu. W miarę niezawodnie ta opcja działała tylko tam, gdzie panowała cisza (np. w domu), a w takich miejscach zwykle nie mamy problemu z odpisaniem na komputerze czy smartfonie. Natomiast na spacerze, autobusie, aucie, etc. rozpoznawanie mowy w zegarku jest strasznie zawodne i praktycznie nie nadaje się do użytkowania.
W wypadku komend głosowych także nie jest idealnie i w spotęgowanej formie pojawia się problem znany ze smartfonów - nie można głosowo uzupełnić polecenia, np. wybrać numeru (gdy kontakt ma ich kilka) czy podyktować treści wiadomości. Na smartfonie w takich sytuacjach pojawia się okienko pozwalające uzupełnić braki, natomiast na zegarku w ten sposób już tego zrobić się nie da Pojawi się komunikat z informacją o tym czego nie podaliśmy w poleceniu i dyktowanie trzeba będzie zaczynać od nowa. Nie rozumiem tego, bo chociażby listę numerów telefonów danego kontaktu bez problemu można by na ekranie zegarka wyświetlić.
Oczywiście Android Wear pozwala również na uruchamianie bardziej tradycyjnych aplikacji, choć są one obecnie czasem zbyt proste. Można chociażby szybko rzucić okiem na notatki z OneNote’a (są problemy z wczytywaniem większych notesów) czy zadania z Wunderlist (nie da się zobaczyć listy podzadań). Przy czym wspomniane braki wyglądają bardziej na niedbałość ze strony programistów, niż ograniczenia samej platformy. Przykładem w miarę udanych programów mogą być mapy Google (dostępne dopiero w najnowszej wersji systemu) pozwalające szybko zorientować się gdzie jesteśmy albo zminiaturyzowana wersja gry Ingress, która służy nam za kompas do ważnych obiektów w grze.
Co mógłbym zarzucić Android Wear? Przede wszystkim brak jakiegokolwiek powiadomienia o utracie połączenia ze smartfonem. Owszem, wyświetla się ikonka przekreślonej chmurki, ale nie ma żadnej wibracji. Jeśli więc nie spojrzymy się na zegarek, to nie zorientujemy się, że od dłuższego czasu powiadomienia nie mają prawa działać i możemy w związku z tym przegapić ważną wiadomość. Ponowne łączenie też czasem trwa strasznie długo. Zdarzyło mi się siedzieć z otwartą aplikacją Android Wear na smartfonie (tuż obok którego leżał zegarek) i czekać na połączenie aż kilka minut. Irytuje też brak opcji zmiany poziomu jasności ekranu w trybie ambient, który przy tak mocnym słońcu jak w ciągu ostatnich dni bywa jednak zbyt niski.
Pochwalić należy czas pracy na baterii (a także ładowania, ponieważ naładowanie do pełna zajmuje jedynie kilkadziesiąt minut). Co prawda nie może dorównywać liderowi (czyli Pebble), ale dwa dni przy średnim wykorzystaniu (zerkanie na treść powiadomień, odpowiedź na nie, sprawdzenie pogody czy rozkładu, itp.) powinno spokojnie dać się osiągnąć. Przy tym cały czas korzystałem z trybu ambient (jednak jego wyłączenie nie robi zbyt dużej różnicy, w zależności od wykorzystania i używanej tarczy może to dać około 2-3 godziny dłuższego działania). Trudno mi jednak powiedzieć ile czasu był włączony ekran w normalnym trybie, ponieważ wbudowane statystyki nie oferują takich danych. Jedynym problem z czasem pracy na baterii jest to, że może się zdarzyć nagłe rozładowanie z nieznanych przyczyn. Mi się to przytrafiło tyko raz od razu po pierwszym ładowaniu (zegarek zszedł już do jakiś 60% i kilkanaście minut później nagle miał tylko 15%, historia użycia poza samym spadkiem nie pokazywała odpowiedzialnej za niego aplikacji). Przy czym z lektury komentarzy i for internetowych wynika, że to przypadłość samego systemu i zdarza się niezależnie od urządzenia.
Pozostając w kwestii baterii, przydałby się tryb jej oszczędzania, którego aktywacja wyłączała by Bluetooth (a razem z nich synchronizację wszystkich danych) oraz ambient mode. Po co? Abyśmy przynajmniej mogli sprawdzać godzinę najdłużej jak to możliwe zanim będziemy mogli podłączyć urządzenie do ładowarki. W tej chwili na upartego da się zrobić coś podobnego, ale trzeba zmieniać ustawienia w kilku miejscach. Wygodniej by było mieć to wszystko pod jednym przyciskiem.
Z wydajnością również nie ma większych problemów. Poza pierwszą synchronizacją (która trwa strasznie długo, gdy mamy już na smartfonie kilkanaście aplikacji obsługujących Wear), wszystko działania płynnie i bez zbędnej zwłoki. Nie zdarzyło mi się, żeby zegarek się zawiesił czy lagował podczas wykonywania jakiejś operacji.
Podsumowując, LG Watch R to obecnie jeden z najlepszych zegarków z Android Wear jakie można kupić. Prezentuje się o wiele lepiej od urządzeń pierwszej generacji i oferuje niezły czas pracy na baterii. Nie ma też problemów z wydajnością (w przeciwieństwie do Moto 360 z przestarzałym procesorem Texas Instruments). Do tego w trzecim kwartale tego roku ma pojawić się wsparcie dla łączności z internetem przez Wi-Fi, co pomoże nieco uniezależnić ten zegarek od smartfona. Choć jeśli nie liczy się dla Was wygląd i bateria pozwalająca na przetrwanie bez ładowarki więcej niż jednego dnia, to zapewne cena tego urządzenia (oscylująca wokół tysiąca złotych) może się okazać zaporowa (zwykłego G Watcha można dostać za 400-500 zł).
Jeśli natomiast chodzi ogólnie o możliwości zegarków z Android Wear, to świetnie sprawdzają się one oczywiście do podglądania powiadomień i wykonywania na nich prostych akcji (np. głosowego odpowiadania). Są też dostępne "prawdziwe" aplikacje pokroju map, klientów różnych usług, kalkulatorów, a nawet gier. Sytuacja natomiast słabo wygląda w kategorii zdrowia i fitness. Co prawda mamy Google Fit, Jawbone Up, itd., ale są one proste (brakuje chociażby monitorowania snu) i nie oferują żadnych sugestii dotyczących naszej aktywności (Apple Watch przykładowo po dłuższym czasie siedzenia zachęca nas do odrobiny ruchu dla zdrowia). Żadna z bardziej znanych aplikacji tego typu funkcji nie miała. Ten sam problem jest z czujnikiem rytmu serca - nie ma aplikacji mierzących je automatycznie, o oprogramowaniu oferującym jakieś wskazówki na bazie zgromadzonych danych nie wspominając.
Zalety:
Wykonanie
Bateria
Szybkie ładowanie
Ekran OLED
Czujnik rytmu serca
Certyfikat IP67
Możliwość stosowania pasków ze zwykłych zegarków
Wkrótce otrzyma obsługę Wi-Fi
Wady:
Cena
Brak bardziej rozbudowanych aplikacji z kategorii zdrowia i aktywności fizycznej
Kiepskie umieszczenie przycisku zasilania w wypadku noszenia zegarka na lewej ręce