Nie chodzi jednak wyłącznie o sentymentalną podróż w przeszłość. DiVine pozwala użytkownikom zakładać profile i dodawać nowe filmy, a jednocześnie wprowadza mechanizmy, które mają chronić przed zalewem treści generowanych przez sztuczną inteligencję. Każdy materiał podejrzany o bycie tworem AI zostanie oznaczony i zablokowany przed publikacją.
Projekt został sfinansowany przez fundację Dorseya „and Other Stuff”, powołaną w maju 2025 roku, której celem jest wspieranie otwartych, eksperymentalnych inicjatyw technologicznych. Za techniczną stronę przedsięwzięcia odpowiada Evan Henshaw-Plath, znany jako Rabble, jeden z pierwszych pracowników Twittera. To on zajął się rekonstrukcją ogromnych plików archiwalnych Vine, które pierwotnie miały rozmiar kilkudziesięciu gigabajtów i były praktycznie nieprzydatne dla zwykłych użytkowników. Dzięki jego pracy udało się odtworzyć sporą część najpopularniejszych filmów oraz profile dawnych twórców. Szacuje się, że w diVine znalazło się od 150 do 200 tysięcy nagrań pochodzących od około 60 tysięcy autorów, choć nie udało się odzyskać całej zawartości, zwłaszcza ogromnej liczby materiałów związanych z kulturą K-pop.
Twórcy diVine zadbali również o prawa autorskie. Każdy dawny użytkownik Vine może zgłosić żądanie usunięcia swoich treści poprzez procedurę DMCA albo odzyskać konto, jeśli udowodni, że nadal posiada dostęp do profilu powiązanego z dawnym kontem. Co więcej, nowa aplikacja wykorzystuje technologię Guardian Project, która weryfikuje, czy nagrania rzeczywiście zostały zarejestrowane na smartfonie, co ma stanowić dodatkową ochronę przed fałszywymi treściami.
DiVine działa w oparciu o protokół Nostr, co oznacza, że jest otwartym i zdecentralizowanym projektem. Dzięki temu każdy deweloper może uruchomić własne serwery i tworzyć aplikacje bazujące na tym samym ekosystemie. Dorsey podkreśla, że właśnie takie rozwiązania – wolne od presji inwestorów i korporacyjnych modeli biznesowych – mają szansę zmienić oblicze mediów społecznościowych.
Aplikacja na iOS i Androida jest obecnie w fazie zamkniętej bety i miejsca dla testerów w Google Play oraz TestFlight już się wyczerpały, także na razie nowi użytkownicy są skazani na wersję przeglądarkową.
Źródło: TechCrunch


