W tym tygodniu tak jakby podjął jednak próbę powrotu z goglami Vive Flow. Nie mają one co prawda szans z Questem od Oculusa, ale to zabieg celowy. HTC stworzyło je przede wszystkim do oglądania filmów “jak w kinie” i ewentualnie prostych aplikacji czy gier VR.
Dzięki temu urządzenie jest mniejsze i lżejsze od Questa, co pozwala je nosić bardziej jak zwykłe okulary bez korzystania z pasków czy uchwytów na głowę znanych z tradycyjnych gogli VR.
Vive Flow oferuje 100 stopniowe pole widzenia, częstotliwość odświeżania 75 Hz oraz około rozdzielczość około 1,6K na jedno oko (nie podano dokładnej wartości). Używa też starszego układu Snapdragon XR1 (zamiast XR2 znanego chociażby z Oculus Questa 2). Pod względem specyfikacji google wypadają więc nieco gorzej niż pierwszy Quest.
Ponadto Vive Flow zasadniczo nie ma własnej baterii (ta budowana pozwala na raptem kilka minut pracy i służy głównie po to, żeby można było zmienić podłączany kablem battery pack bez wyłączania gogli). Nie ma też osobnych kontrolerów (za ten robi telefon powiązany z goglami, co ogranicza możliwości interakcji praktycznie do wskazywania i klikania elementów interfejsu), chociaż w przyszłości ma się pojawić sterowanie rękami.
System gogli pozwala na wyświetlanie ekranu smartfona w wirtualnej rzeczywistości, co można wykorzystać do streamingu filmów z aplikacji niedostępnych natywnie na goglach. Niestety, wszystkie te integracje z telefonem działają jedynie z Androidem. Google nie połączą się iPhone’ami. HTC nie wyklucza próby dodania wsparcia dla urządzeń Apple, ale zaznacza, że to skomplikowana sprawa.
To co zabija te gogle, to cena - 500 $ (około 2000 złotych bez VATu), podczas gdy Oculus Quest 2 w bazowej wersji kosztuje jedynie 1600 zł już z VATem. HTC twierdzi, że Vive Flow jest skierowany do nieco starszych ludzi, których przytłaczają “pełnoprawne” gogle. Ale oni raczej nie będą skłonni tyle płacić.
Źródło: The Verge
